Jakiś czas temu zabrałam państwa na spacer wzdłuż linii brzegowej południowego Dublina. Obiecałam wtedy, że zabiorę was za jakiś czas znów na spacer ale tym razem z drugiej strony irlandzkiej stolicy. Gdy każdy skrawek trawy w parku oraz piasku na plaży okupowany był przez Irlandczyków oraz ich grille ja chciałam uciec od tłumów. Późnym niedzielnym porankiem pojechałam do Portrane na północ od Dublina.
Zaparkowałam na parkingu nieopodal Martello Tower i ruszyłam na spacer ścieżką która miała mnie wieść po klifach przez 2,5 km aż mnie doprowadzi do celu…
Widoki były przepiękne. Pięknie zarysowana sylwetka Lambay Island (która jest w prywatnych rekach jakichś Anglików podobno) a w oddali Howth.
Wąska ścieżka wiodła szczytem klifów które dość ostre, najeżone i wysokie spoglądały na mnie w górę. Chwilami zwalniałam kroku bojąc się potknąć i spaść w przepaść. Woda była krystalicznie czysta, mimo wysokości na jakiej byłam bez problemu widziałam kolor piasku i kamieni w morzu.
Ścieżka przywiodła mnie do dobrze mi znanej plaży w Donabate z kolejną wieżą Martello o którym to miejscu pisałam już państwu tutaj. Odpoczęłam chwilę na tarasie tutejszej restauracji, wygrzałam się w słońcu i ruszyłam w drogę powrotną. Godzina była już ciut późniejsza więc i na moim szlaku pojawili się ludzie a i w morzu oraz na klifach też się zaludniło.
W pewnym momencie ścieżka odbija do szpitala który z daleka przyciągnął moją uwagę – piękny kompleks zbudowany z czerwonej cegły. Wiedziałam tylko, że to szpital dla osób z chorobami psychicznymi. Mimo, że ścieżka wydawała się być mało uczęszczana postanowiłam tam podjeść tym bardziej że kusiła mnie wieża którą z widzenia znam od kilku lat (widoczna wyraźnie z wybrzeża w Malahide). Niestety gdy podeszłam bliżej do pierwszych budynków stanowiących część szpitala zobaczyłam napis zabraniający wstępu. Dodatkowo, budynki te nie wyglądały zbyt przyjaźnie. Były, opuszczone i zabite dechami. Postanowiłam wrócić.
Budynki szpitalne to jeden powód dla którego chciałam tam podjeść, drugim była okrągła wieża. Czytałam o niej wcześniej i wiedziałam że nie ma tyle lat co większość okrągłych wież w Irlandii (pochodzą z okolic X wieku). Ta wieża została wybudowana relatywnie niedawno bo w 1864 roku jako dowód miłości pewnej pani do swego męża. Nieco rozczarowana stwierdziłam jednak że chyba wolę podziwiać wieżę z oddali niż ryzykować jakieś nieznane przygody w nieco opustoszałym kompleksie szpitalnym.
Gdy wróciłam na parking był on już całkowicie zajęty przez innych miłośników tego miejsca. Gdy oni zaczynali się rozkoszować pogodą ja już byłam w drodze podziwiać zgoła coś innego o czymś też kiedyś jeszcze napiszę.
piękna wycieczka. a ta wieża-dowód miłości to ona go tam zamurowała i pochowała pod wieżą?
nikt nikogo nie murował (pryznajmniej tym razem). On tam nawet pochowany nie jest. Ot, taki kaprys kochającej żony 😉
dziękuję 🙂
Beautiful Images, The round tower is unknown to me. Guess I will have to go hunting again, 🙂
i highly recommend that walking trail, for the views and for tranquility! 🙂
Ależ tam u Ciebie pięknie. 🙂
też czasem się na tym łapie że tak cudnie bo przyznaję że powoli do tego piękna przywykłam i biorę je za normę 🙂
To fajne uczucie jak sobie uświadamiasz, że wokół Ciebie jest tyle pięknych miejsc. 🙂
dokladnie. tylko na wyciagniecie reki (i czasem pociagu lub samochodu) 😉
Albo roweru 😀
😉
…chętnie bym sie w tym szpitalu zadekowała na parę dni…pewnie jest tam chłodno!!!, spokojnie, nie ma ludzi i…tylko słychać szum morza;-)))
Kasiu, sama chodzisz na te wycieczki? pozdrawiam cieplutko…gorąco…ukropnie;-)
nie wiem czy to dobry pomysł z tym szpitalem. A co do moich wycieczek do raz na jakiś czas bywają samotne. (przyznam szczerze że takie ostatnio uwielbiam)
Świetnie tak mieć w zasięgu aż tyle fajnych tras spacerowych. Lubię Twoje fotki, tchną spokojem.
ależ piękny komplement usłyszeć od kogoś że lubi moje fotki. I do tego od nie byle kogo ale wirtuoza pióra 🙂 (lub też klawiatury)
Wugusiu piękne to wychwyciłeś że te fotki tchną spokojem To był mój pierwszy samotny, nie z zegarkiem w ręku spacer od chyba kilku lat 🙂
znalazlem w koncu tego czlenia od opuszczonych kopalni tu dziala http://geotopoi.wordpress.com/2013/07/11/foel-quarry-moel-siabod-slate-and-slab-works/
szukajcie a znajdziecie. Już chciałam pytać kiedy ruszamy ale widzę że to niezbyt lokalnie położone 🙂
no nie, nie, “po sasiedzku” 😉
to co? Kajak gotowy?
kajak tak tylko ja tak srednio 😉
Planuję wybrać się do Irlandii, piękny kraj (widać to dobrze m.in. u CIebie na blogu;) najlepiej 2-3 tygodnie, jeśli czas i pracodawca pozwoli :p
już kolejny raz raczysz mnie dobrym pomysłem. Tylko ciut się tamtejszego deszczu obawiam 🙂
W dowód miłości dla ajakiejś Pani ta baszta… a ona mi przypomina Basztę głodową ;o) – co prawda u nas ci takich dostatek praktycznie przy każdym tworze budowlanym zwanym “gargamelkiem”, ale… coś podejrzanie mi ta baszta wygląda… a może przesadzam, może po prostu tam Pani ta siadała i spuszczała warkocz długi co wieczór a on jej tam podśpiewywał…. ;o) “oj, dana dana, moja ty kochana” ;o))))
Słońce to wszystko w drugą stronę było. To pani dla pana tą wieżę zbudowała. I na dodatek po jego śmierci. Ale pomysł z warkoczem i piosenką chyba trafiony ….gdzieś zapewne tak się zdarzyło 😉
Pani dla Pana i to po śmierci?!??! auć… może gdzieś tam i jego kosteczki zakopała w podwalinach lub na stryszku… co by na wieczność blisko były… Chociaż… a niech tam! jak miłość to miłość!
ja też bym zrobiła coś zgoła innego z miłości. Ale ja pewnie jakaś dziwna jestem 🙂