Spędziliśmy pewien letni weekend w miasteczku Kinvara w hrabstwie Galway. Mimo sporej ilości turystów, miejsce to zachowuje wciąż atmosferę rybackiej wioski. W małym porcie przy molo znajdziemy kilka łodzi, hookerów oraz kutrów rybackich.
Puby i restauracje są jednak zapełnione tubylcami, a nie turystami. My pierwszy wieczór spędziliśmy w restauracji położonej przy samym molo, która nazywała się nomen omen Pier Head. Jedna część budynku to restauracja, a druga pub. Właściciel Mike Burke uwijał się jak mógł, usadzał gości do stolików i upewniał się, że nikt nie odejdzie głodny z powodu braku wolnych stolików. Jedzenie było smaczne, a wino uderzyło do głowy szybciej niż zwykle, jak to zresztą bywa w piątkowy wieczór. Po skończonej kolacji wyszliśmy na chwilę posiedzieć na zewnątrz i powdychać bryzę znad Atlantyku. Mike siedział przy sąsiednim stoliku i rozmawiał z jakimś swoim tutejszym starym znajomy. Kolejnego dnia spotkałam Mikea rano w sklepie, witaliśmy się już jak starzy znajomi. Rodzina Burke niemalże posiada to miasteczko. Na ścianie pobliskiego pubu była reklama firmy taksówkarskiej, podano nazwisko właściciela – Burke. Jakiś czas po powrocie z weekendu sprawdzałam swoje konto bankowe i zobaczyłam, że opłata za nocleg w hotelu poszła na konto niejakiego kolejnego pana Burke. 🙂
Ale wracając do tego co bardzo lubię w podróżach…czyli jedzenia w lokalnych restauracjach. Gdy kolejnego dnia przyszedł czas kolacji poszliśmy do innej restauracji, żeby też dać zarobić innym właścicielom – The Gentian Cafe and Wine Bar (pomarańczowy budynek na zdjęciach pod koniec postu). Przytulne miejsce z miękkimi poduszkami, smacznymi daniami z ryb oraz przepysznym chlebie pieczonym przez ich kucharza. (w Irlandii do zupy zawsze podają ciemny chleb i masło).
Dość sympatyczny wydał się pub Connolly’s położony opodal. Szybko zapełnił się tubylcami w rożnym wieku, łącznie z dziećmi mimo, że było już po godzinie ósmej (większość pubów w Dublinie pozwala na pobyt dzieci do godziny siódmej). To co ich łączyło to odświętny strój (może z wyjątkiem niektórych mężczyzn). Wkrótce zjawili się muzycy, a chwilę potem do naszego stolika z jednej strony dosiadła się trójka starszych państwa, a z drugiej dwójka. Słuchaliśmy wspólnie muzyki i gawędziliśmy o niej, klaskaliśmy po każdym utworze, oraz wyraziliśmy zaskoczenie że zaczął padać deszcz. 😉 Warto od czasu do czasu wyjechać na weekend z miasta, żeby sobie przypomnieć jak swojsko jest na irlandzkiej wsi.
Skoro już byliśmy w Kinvarze, wypadało zajrzeć do zamku Dunguaire. Mimo że podwoje swe otwierał o godzinie 10 i było dopiero kilka minut po otwarciu, zwiedzających było sporo. Zajrzeliśmy w każdy kąt oraz weszliśmy na samą górę po 77 schodach. Pooglądaliśmy widok ze szczytu i postanowiliśmy się ewakuować, bo w sumie zamek nie był naszym celem. Okazało się, że w sama porę. Na parking przyzamkowy podjechały właśnie dwa autokary pełne turystów.
Poniżej kilka zdjęć ulic i domków w Kinvarze. Tak się przypadkowo składa, że za kilka tygodni mam służbowe spotkanie z osobą właśnie z tego miasteczka. Tym razem więc “small talk” z nowo poznaną osobą nie będzie tylko o pogodzie, ale przede wszystkim o jej miejscowości. 🙂
Pięknie miejsce, przejeżdżaliśmy tamtędy – ale następnym razem się zatrzymamy
i wpadnijcie na kolację do Mikea 🙂 Oj głodna się robię na samą myśl 😉
Świetne zdjęcia, szczególnie to z zamkiem 🙂
a dziękuję. Wszystko zależy od pogody o czym sama wiesz 🙂
Uwielbiam Kinvare bylam tam kilka razy.I za kazdym razem tak samo bylam nia oczarowana.
ja do tej pory tylko raz więc Ci zazdroszczę 🙂 Chętnie zamieszkałabym w takiej Kinvarze lub jakieś innej podobnej 😉
Nabieram coraz więcej ochoty na wizytę w Irlandii.
nabieraj! Na zdrowie 🙂
Zapraszam serdecznie 😉
Przywołałaś wspomnienia 🙂 A tak na serio: od jakiegoś czasu właśnie wolę poszwendać sie po małych miejscowościach – miasteczkach, wsiach. To tam bardziej wyczuwa się “ducha” danego kraju, łatwiej nawiązać kontakty z miejscowymi. A to jest bardzo przyjemne.
też byliście w Kinvarze? 🙂 Tak..kwintesencję irlandzkości znajdzie się z dala od dużych miast.
Przejeżdżaliśmy tamtędy, ale do zamku nie wstąpiliśmy – odstraszyły nas duże ilości zwiedzających.
Zdjęcia jak do folderu 😉
Bezrobotna nie będziesz, jak widać już możesz dodatkowo biuro turystyczne otworzyć
dzięki Wuguś…tylko ze te turysty wkurzałyby mnie 😉
No proszę a myślałam, że Kinvara to nazwa butów do biegania. Bardzo dobrych zresztą:)
…fajna wycieczka;-) Liczba tych schodów chyba nie przypadkowa?;-)
tego to nie wiem. Czy wiesz cos wiecej na ten temat?
Piękne zdjęcia, piękne miejsca.
Dodam jeszcze że w zamku można wieczorem pójść na bankiet
podobny jak w Bunratty castle ,troszkę biedniejszy program w mojej opini
ale i tak warto. .
link dla zainteresowanych
http://www.shannonheritage.com/EveningEntertainments/DunguaireCastleBanquet/
pozdrawiam
tak widzialam tam ulotki na ten temat. Dziekuje za linka